W międzyczasie, kiedy będziecie się zastanawiali nad treścią tego postu i dość enigmatycznym tytułem, możecie mi (już po raz nie wiem który) pogratulować mojej systematyczności, czyli dodawania postów co trzy dni, tzn. ekhem, dwa tygodnie (wiem, mogę być z siebie dumna). wyczujcie ten sarkazm
Czymś, co w tytule jest zdecydowanie jasne, są rekolekcje, które były w tym tygodniu i trzy razy przez 90 minut mogłam się pogrążyć w kontemplacji tematu "dlaczego jestem na tych rekolekcjach?". Jednak, nawet moje wzmożone wysiłki nie dały jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, więc będę musiała się zadowolić konformistycznym stwierdzeniem, że dlatego, iż chodzę na religię (pomijając już fakt, że ani ja, ani moi rodzice nie wierzą w Boga/Allaha/Buddę/niepotrzebne skreślić i powody mojego uczęszczania na religię są równie niejasne), chodzę również na rekolekcje. Co prawda, muszę też przyznać, że rekolekcje te nie były wcale takie najgorsze, szczególnie porównując je do tych z zeszłego roku, gdy musieliśmy odstawiać jakieś dziwne tańce pod Kościołem i słuchać "szokujących" (a przynajmniej mających na takie wyglądać, w Kościele nie wiedzą chyba jednak co jest naprawdę szokujące dla młodzieży) wyznań studentów teologii o samogwałcie i zapaleniu pierwszego papierosa, oraz, oczywiście, czuciu niewypowiedzianej skruchy po popełnieniu tych jakże ohydnych grzechów (wyczujcie ten sarkazm, chociaż, oczywiście, nie popieram palenia, ale już bez przesady z tym potępieniem, niech każdy truje się na własną odpowiedzialność). Tak więc, w porównaniu z tym co było w zeszłym roku, obecne rekolekcje wypadają całkiem nieźle, a do tego miały jeden niezaprzeczalny plus, a mianowicie: nie były przesadnie katolickie. Co chcę przez to powiedzieć? To o czym mówił ksiądz nie skupiało się na grzechach, modlitwie, pokucie i jeszcze raz na grzechach, tylko przekazywało wartości w miarę uniwersalne, co prawda wyłożone dosyć łopatologicznie i opisane trochę (bardzo) banalnie, niczym z książek Paulo Coelho, ale zawsze coś.
(wiem, zdjęcie tradycyjnie, bardzo w temacie posta)
Schodząc już trochę, ale nie do końca, z tematu rekolekcji, to muszę pogratulować sobie i jeszcze paru innym osobom, orientacji przestrzennej i przytomności umysłu, chociaż w mojej opinii, akurat tego nam nie zabrakło, oraz naszym cudownym nauczycielom, którzy nas zgubili. (wiem, brzmi bardzo dramatycznie). W kościele. Zgubili. Mieli do przypilnowania dwudziestkę (obydwie klasy drugie, szkoła prywatna, dla ścisłości) dzieciaków i zgubili czwórkę. Nie, no bo po co przeliczać grupę? Żeby sprawdzić czy są wszyscy?? Hahaha, no chyba na to nie wpadliście?
Zmierzając już do końca posta, bo nie chcę Was zanudzić, a szczerze nie mam pojęcia, kiedy uda mi się stworzyć coś bardziej sensownego i to dodać, więc na razie nacieszcie się tym, bo nie wiem kiedy będzie coś nowego... i to miejsce aż się prosi o dodanie mojej ulubionej emotki: XD, ale doceńcie moje poświęcenie w niepisaniu emotikonów na blogu, bo nie moglibyście nic przeczytać.