Witam po nie-wiem-jak-długiej nieobecności, no ale tęskniliście, nieprawdaż? Od mojego poprzedniego wpisu zdarzyło się tyle niebywale fascynujących rzeczy, że możecie się domyślić o czym traktować będzie ten. Dokładnie. Wiem, że z niecierpliwością wyczekujecie update'u (ach, ta poprawna polszczyzna) z mojego życia, więc już bez przedłużania, zaczynajmy!
Rozpocząć można chyba od sukcesów (weźmy to w taki duży cudzysłów) akademickich, czyli konkursów kuratoryjnych, a raczej ich drugich etapów. Mówię tu o konkursie z angielskiego, w którym przeszłam zupełnym przypadkiem i nawet nie przygotowuję się do kolejnego etapu (#yolo), tzn. kompletnie olewam kserówki, które daje mi nauczycielka. A to z tego prostego powodu, że i tak nie mam czasu na takie pierdoły, ze względu na konkurs z polskiego, który dla odmiany biorę całkiem na poważnie. Czytam grzecznie wszystkie lektury, kopiuję pół Wikipedii i nawet jestem przygotowywana przez przedstawiciela ciała pedagogicznego. To, że ten trud powziął na siebie najbardziej roztrzepany polonista jakiego można sobie wyobrazić, to już inna sprawa. W bonusie dostaniecie nawet uroczą anegdotkę na potwierdzenie tej tezy, a mianowicie: ten facet przyszedł raz do szkoły w dwóch kompletnie różnych butach, co oczywiście wywołało falę podśmiechujek na lekcji i kompletną konsternację biednego nauczyciela. Tak więc, jeśli kiedykolwiek będzie Wam się zdawało, że Wasz nauczyciel jest "trochę" nieogarnięty, to przynajmniej (mam taką nadzieję) ma on na sobie buty do pary.
Również, jako że jestem uczennicą klasy trzeciej gimnazjum, w nadchodzącym Roku Pańskim 2016, czeka mnie wybórmiejsca cierpień na kolejne trzy lata liceum. Na szczęście, mieszkam w Warszawie, więc wybór mam raczej spory. Na nieszczęście, to właśnie w Warszawie wyścig szczurów będzie największy, więc życzcie powodzenia z egzaminami! Dobra, już dłużej nie będę się rozwodzić, więc nadeszła pora na nachalną reklamę mojego tumblr'a, instagrama i weheartit i do następnego posta, adieu!
Rozpocząć można chyba od sukcesów (weźmy to w taki duży cudzysłów) akademickich, czyli konkursów kuratoryjnych, a raczej ich drugich etapów. Mówię tu o konkursie z angielskiego, w którym przeszłam zupełnym przypadkiem i nawet nie przygotowuję się do kolejnego etapu (#yolo), tzn. kompletnie olewam kserówki, które daje mi nauczycielka. A to z tego prostego powodu, że i tak nie mam czasu na takie pierdoły, ze względu na konkurs z polskiego, który dla odmiany biorę całkiem na poważnie. Czytam grzecznie wszystkie lektury, kopiuję pół Wikipedii i nawet jestem przygotowywana przez przedstawiciela ciała pedagogicznego. To, że ten trud powziął na siebie najbardziej roztrzepany polonista jakiego można sobie wyobrazić, to już inna sprawa. W bonusie dostaniecie nawet uroczą anegdotkę na potwierdzenie tej tezy, a mianowicie: ten facet przyszedł raz do szkoły w dwóch kompletnie różnych butach, co oczywiście wywołało falę podśmiechujek na lekcji i kompletną konsternację biednego nauczyciela. Tak więc, jeśli kiedykolwiek będzie Wam się zdawało, że Wasz nauczyciel jest "trochę" nieogarnięty, to przynajmniej (mam taką nadzieję) ma on na sobie buty do pary.
Również, jako że jestem uczennicą klasy trzeciej gimnazjum, w nadchodzącym Roku Pańskim 2016, czeka mnie wybór